Ostatnio zrobiło się bardzo głośno na temat nasion chia. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że dzisiaj chia są trendy. Czy warto wydać dość pokaźną sumę, by zaopatrzyć się w te małe ziarenka? Czy rzeczywiście są one "złotem Inków"?
Zacznijmy od tego, że chia nie są kolejnym wymysłem ludzi, którzy starają się zdrowo jeść, o co jestem wciąż osądzana. Te niepozorne ziarenka skupiają w sobie magiczną moc, oczywiście nie mam tu namyśli tej czarodziejskiej, wprost z Hogwartu. Po pierwsze, nasiona chia zawierają optymalną proporcję kwasów Omega 3 (30%) i 6 (40%), a także długołańcuchowe nienasycone trójglicerydy, które zmniejszają poziom cholesterolu. Chia to również bogate źródło wapnia, błonnika (25%), witamin, minerałów i przeciwutleniaczy. Charakteryzują się wysoką zawartością białka (ok. 20 %), co jest niezwykle istotne dla wegan. Są polecane dla diabetyków, bowiem spowalniają absorpcję cukrów i pomagają regulować poziom cukru we krwi. Dodatkowo, wspomagają nawilżenie organizmu, ponieważ są w stanie zatrzymywać dziesięciokrotność swojej wagi, dlatego idealnie uzupełniają dietę sportowców.*
Oczywiście, to tylko część właściwości chia. Mam jednak nadzieję, że tą garstką informacji namówiłam Cię do zaopatrzenia się w ten cudowny produkt lub chociaż do głębszego zainteresowania się nim. Ja sama "chodziłam wokół" chia ponad rok, nie wiedząc, jak mogę wykorzystać je w kuchni. Oczywiście, sposobów jest tysiące, tylko trzeba otworzyć umysł. Dzisiaj proponuję efekt mojego ostatniego kulinarnego eksperymentu - wegańskie bezglutenowe ptasie mleczko z nasionami chia, z którego jestem niezwykle dumna. Przepis jest czasochłonny, ale efekt smakowy (a także zdrowotny) zrekompensuje wszystko.